Październikowe zgrupowanie kadry – czas debiutów

Przed październikowym zgrupowaniem kadry w środowisku piłkarskim wyczuwało się sporo optymizmu, a wielu kibiców i ekspertów wierzyło, że wraz z odejściem Fernando Santosa odejdzie również zła atmosfera towarzysząca ostatnimi czasy reprezentacji. Czy tak rzeczywiście się stało?

Nie ulega wątpliwości, że po porażce w Albanii polska kadra potrzebowała nowego impulsu, który zmieni negatywną dynamikę, w jakiej znalazła się drużyna. Takim impulsem miało być zatrudnienie w roli selekcjonera Michała Probierza – ogranego w ekstraklasie i znającego rodzimą piłkę trenera, który od lipca 2022 roku z powodzeniem prowadził reprezentację U-21.

I trzeba przyznać, że to podziałało! W miejsce wiecznie pochmurnego oblicza portugalskiego szkoleniowca dostaliśmy pogodnego, ale jednocześnie twardo stąpającego po ziemi Probierza. Nowy selekcjoner podczas krótkiego – bo niespełna miesięcznego okresu prowadzenia kadry – dał się poznać z dobrej strony. Nie popełniał on błędów wizerunkowych, dobrze radził sobie na konferencjach prasowych i budził nadzieje kibiców.

Michał Probierz zapowiedział odmłodzenie kadry i wprowadzenie kilku nieznanych dotąd kibicom nazwisk, o co apelowało mnóstwo osób związanych z polską piłką. Trzeba to poczytać za odważny i nieszablonowy ruch w sytuacji, kiedy awans na EURO 2024 wisi na włosku, a każde potknięcie może być tym ostatnim.

Na liście powołanych na październikowe zgrupowanie kadry znaleźli się między innymi debiutanci Patryk Peda, Patryk Dziczek, Filip Marchwiński i Jakub Piotrowski. Zabrakło za to kilku głośnych nazwisk. Próżno by szukać wśród powołanych kadrowiczów Jana Bednarka czy Kamila Grabary. Już po tych decyzjach widać było, że nowy selekcjoner nie boi się odważnych ruchów personalnych. To wszystko w obliczu absencji kapitana i najlepszego strzelca kadry – Roberta Lewandowskiego.

Wielu ekspertów domagało się także wyraźnego postawienia na Sebastiana Szymańskiego, który rozgrywa bardzo dobry sezon w lidze tureckiej, broniąc barw słynnego Fenerbahçe SK. Apelowano także o przemodelowanie systemu gry i pokazanie radośniejszego futbolu.

Jak Michał Probierz poradził sobie z tymi wszystkimi wyzwaniami, oczekiwaniami i łamigłówkami taktycznymi? Odpowiedź brzmi: naprawdę nieźle. I widać było to na murawie w obydwu spotkaniach reprezentacji.

Początek wyjazdowego meczu z Wyspami Owczymi pokazał, że głosy poparcia dla Szymańskiego w pierwszej jedenastce nie były pozbawione sensu – już po niespełna 200 sekundach od pierwszego gwizdka sędziego Szymański technicznym strzałem umieścił piłkę w bramce Farerów.

W drugiej połowie osłabionych czerwoną kartką gospodarzy strzałem głową dobił, wykorzystując ładne dośrodkowanie Przemysława Frankowskiego, Adam Buksa, wprowadzony chwilę wcześniej na murawę decyzją Probierza.

Polacy nie rozegrali wybitnego spotkania, ale zdobyli dwa widowiskowe gole i zaryglowali drzwi do własnej bramki dość skutecznie. Szczególnie w linii obronnej podobać się mógł Patryk Peda, dla którego był to absolutny debiut w narodowych barwach. Wynik mógł być nawet wyższy, ale pod bramką rywala naszym reprezentantom nie dopisywało szczęście.

Zauważalna była zmiana sposobu konstruowania poczynań ofensywnych i większa odpowiedzialność spoczywająca na Piotrze Zielińskim, przez którego przechodziła praktycznie każda akcja biało-czerwonych. 3 punkty powędrowały do Warszawy, a oglądający mecz w TV Robert Lewandowski mógł z nadzieją patrzeć na perspektywę wystąpienia na niemieckich boiskach w przyszłym roku.

Trzy dni później – 15 października – na PGE Narodowy przyjechała reprezentacja Mołdawii, która po raz pierwszy w historii miała na tym etapie rozgrywek realną szansę na wywalczenie awansu do turnieju finałowego rangi mistrzowskiej.

Mołdawianie nie zamierzali składać broni przed wyżej notowanymi Polakami i odważnie ruszyli do ataku od pierwszych minut spotkania. Pressing, zaangażowanie i duża doza zdrowej agresji boiskowej przyjezdnych sprawiły, że biało-czerwoni mieli spore problemy z narzuceniem swoich warunków gry.

Efektem był utracony po stałym fragmencie gry gol, przy którym nie popisała się cała linia defensywna. Na tablicy wyników kibice zobaczyć mogli dość szokujący wynik – Polska 0:1 Mołdawia. W tym momencie nasza reprezentacja była bardzo daleko od finałów europejskiego czempionatu.

Na szczęście drużyna zareagowała bardzo dobrze i już w pierwszej połowie mogło dojść do wyrównania, jednak Arkadiusz Milik z najbliższej odległości dwukrotnie posłał piłkę wprost w bramkarza rywali. Jęk zawodu rozległ się wśród kibiców zgromadzonych na stadionie, na którym nie zabrakło oczywiście oficjalnej wody reprezentacji Polski – Staropolanki.

Nie wiadomo, co Michał Probierz powiedział swoim podopiecznym w przerwie meczu, ale podziałało! Od samego początku drużyna ruszyła do huraganowych ataków. W 52. minucie do piłki posłanej w pole karne przez Piotra Zielińskiego dopadł Karol Świderski, który płaskim strzałem pokonał bramkarza rywali.

Na uwagę w tej akcji zasługuje przytomne przepuszczenie piłki przez Arkadiusza Milika, które zmyliło linię defensywną Mołdawian. Polski napastnik zrehabilitował się tym samym częściowo za niewykorzystane w pierwszej połowie gry okazje do zdobycia bramki.

Wraz z upływem czasu napór Polaków rósł, ale wynik niestety się nie zmieniał. Selekcjoner posłał do boju Kamila Grosickiego, który, i trzeba to wyraźnie zaznaczyć, stwarzał bardzo duże zagrożenie na lewej flance, co rusz skutecznie dryblując lub posyłając kąśliwe podania w pole karne przeciwnika. Probierz dał tym samym dowód dobrego interpretowania gry i umiejętności reagowania na boiskowe wydarzenia.

Ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów. Pomimo oddania 20 strzałów na bramkę przyjezdnych Polska nie zdołała pokonać reprezentacji Mołdawii. Według portalu “We Global Football” biało-czerwoni mają teraz zaledwie 2,9% szans na bezpośredni awans na EURO 2024. Co gorsze, nie zależymy już od siebie i musimy czekać na korzystne rozstrzygnięcia w spotkaniach grupowych rywali.

Mimo wszystko nie powinniśmy ulegać zbiorowej depresji pomeczowej. W piłce to wynik determinuje całą resztę, a ten okazał się oczywiście niekorzystny. Rezultat nie może jednak przekreślać udanych debiutów w kadrze, zauważalnej smykałce do zmian u selekcjonera i cieszącej oko jakości poszczególnych zawodników. Ta reprezentacja da nam w przyszłości jeszcze sporo radości.